Elfy i dżiny, sylwester marzeń – pełen planszówek i innych wrażeń

Czyli jak można bawić się na stole, nad stołem, a może i pod stołem...

30 grudnia 2020

30 grudnia 2020

Kamis, Madzia

sylwestrowy kalejdoskop: fajerwerki, Madzia, Kamis
Madzia

Kamis, jak tam święta? Wykorzystałeś jakąś z naszych rad i namówiłeś kogoś na granie?

Kamis

Tak, skorzystałem z rady numer jeden i milczałem. Więc może i my pomilczmy… Ale podobnie jak święta tak i cały mijający rok − dla jednych był pełen przygód i już zaczynają za nim tęsknić, ale jeszcze więcej osób prawdopodobnie z wytchnieniem przyjmie koniec tego rozdziału naszych wspólnych, czasoprzestrzennych podróży. A różni ludzie, w różnych miejscach na świecie mają rozmaite sposoby na świętowanie ukończenia przez naszą niebieską planetę kolejnego okrążenia wokół żarzącego się, trawiącego wszystko ognia Słońca.

Chciałabyś spędzić sylwestra marzeń z nowojorczykami na popularnym Times Square? Może wolałabyś w taki wieczór wyzwolić się podczas imprezy Full Moon na tajskiej wyspie Phangan?... A może wolisz poczekać aż do lutego na ten “prawdziwy”, chiński nowy rok i zamienić 2020 na Rok Wołu?...

Kolarz zdjęć z noworocznym klimatem
Sylwester na Times Square, Full Moon Party, Chiński Nowy Rok | fot.:
Madzia

O różnych sylwestrach ludzie marzą, ale pewne jest, że tym razem wiele osób na całym świecie pogodzi fakt, że będą − czy to z własnej woli, czy z powodu rozmaitych obostrzeń − spędzać go w domu z bliskimi, zamiast szaleć na rozmaitych imprezach. A skoro i tak spędzamy sylwestra w domu, to znaczy, że wyciągamy planszówki. Ale nie oznacza to wcale, że nie możemy podróżować! Ja na przykład swojego sylwestra marzeń mogłabym spokojnie spędzić w tolkienowskim Śródziemiu, a tak się składa, że Władca Pierścieni: Podróże przez Śródziemie to jedna z moich ulubionych gier przygodowych.

Co ważne, zasady są tu na tyle proste, że nie stają na drodze poznawaniu fabuły, a jednocześnie dają nam całkiem spore pole do manewru jeśli chodzi o decyzje. Jak to często w grach przygodowych bywa, wykonujemy różne akcje naszymi postaciami, jak na przykład ruch albo atak. Inaczej jednak niż to w grach przygodowych zwykle bywa, powodzenie rozmaitych testów będziemy sprawdzać nie za pomocą kości, a kart dociąganych z talii. To zgrabne rozwiązanie znacznie ogranicza losowość, która bywa w takich sytuacjach irytująca.

Fabularnie wcielamy się w bohaterów znanych z powieści Tolkiena i będziemy nimi wykonywać misje, tłuc przeciwników i ratować świat. Wszystko, czego potrzeba dobrej awanturniczej wyprawie. Tylko jeśli oczekujecie, że odtworzycie przygody znane z książek czy filmów, to nic z tego. Mamy tu totalnie nowe wydarzenia, bardzo luźno związane ze znanym nam z powieści światem (chociaż fani odnajdą kilka smaczków). Żadna gra przygodowa nie wciągnęła mnie aż tak bardzo, jak właśnie Podróże. A no i trzeba zaznaczyć, że nie będziemy tutaj grać jednego scenariusza, a całą kampanię. Z każdą kolejną przygodą nasi bohaterowie będą zyskiwać doświadczenie i nowe umiejętności. Czy nie brzmi to jak idealny plan na całonocne szaleństwo?

Władca Pierścieni: Podróże przez Śródziemie, proj. Nathan I. Hajek, Grace Holdinghaus
Władca Pierścieni: Podróże przez Śródziemie, proj. Nathan I. Hajek, Grace Holdinghaus | fot.:
  • WWG
Kamis

A może, skoro już podróżujemy, wolelibyście w ten magiczny wieczór wybrać się do naprawdę magicznego świata? Świata arabskiego, tradycyjnego mistycyzmu zaczerpniętego prosto ze słynnych Baśni z tysiąca i jednej nocy. Tales of the Arabian Nights, bo o nim mowa, wrzuca nas prosto w ten pokryty mistycznym kurzem wir szalonych przygód, złowieszczych dżinów, pięknych książąt i księżniczek, a także wygłodniałych lwów czyhających, by zrobić z nas swój szwedzki stół. Przemierzamy przepiękną mapę reprezentującą na wpół fantastyczne wyobrażenie świata, które można znaleźć w średniowiecznej, arabskiej kulturze. I podobnie jak tam, tak i tutaj wszystko jest możliwe, rzeczy nie są tym czym się wydają i tylko przychylność Allaha może ustrzec nas przed tragicznym losem sponiewieranego życiem nieszczęśnika.

Przede wszystkim, jak w każdej dobrej opowieści, istnieje duża szansa, że nasza przygoda będzie na przemian straszna i poruszająca, tragiczna i… zabawna. Ta gra bywa naprawdę śmieszna w ten najlepszy, niewymuszony sposób – może nie zawsze do końca zamierzony, ale ani trochę nie wybijający z klimatu. A żadne dwie przygody nie będą nigdy takie same dzięki przepastnej księdze ponad 2500 przygód, połączonej dodatkowo z “matrycą reakcji”, która pozwala decydować o tym, jak w każdej z tych przygód się zachowamy. I choć może brzmi to groźnie, prawda jest taka, że to bardzo, ale to bardzo prosta do wytłumaczenia gra, która na pierwszym miejscu stawia zabawę klimatem i przygodę, a nieco mniej zdaje się kłaść nacisk na punktowanie, mechaniczne łamigłówki i rywalizację (choć i ta w jakimś stopniu tu występuje).

Najpoważniejszym jej minusem jest jednak to, że – jak to często z tymi najciekawszymi i najbardziej emocjonującymi przygodami bywa – nie jest łatwo się do tego magicznego świata dostać. Po pierwsze nigdy nie powstała polska edycja tej jednak dość wymagającej językowo gry – musicie więc oprócz dawnych baśni odkurzać też tutaj swój angielski. Po drugie jej dodruki wyczerpują się bardzo szybko, a na rynku wtórnym mało kto chce się jej pozbywać. Obie te rzeczy dałoby się pewnie jakoś rozwiązać, ale nieprofesjonalne z mojej strony byłoby sugerowanie polskim wydawcom, że powinni się tą grą zainteresować… dlatego tego nie zrobię.

Tales of the Arabian Nights, proj. Anthony J. Gallela, Eric Goldberg, Kevin Maroney, Zev Shlasinger
Tales of the Arabian Nights, proj. Anthony J. Gallela, Eric Goldberg, Kevin Maroney, Zev Shlasinger | fot.:
  • WWG
Madzia

Baśnie, humor i przemoc? Brzmi jak coś, czego koniecznie muszę spróbować! Ale może nie chcemy albo nie możemy w sylwestra poświęcać na planszówkę całego wieczoru? Może potrzebujemy czegoś równie prostego i magicznego, ale przy tym szybkiego i energetycznego, by zdążyć w przerwie między innymi rozrywkami, które sobie tego wieczoru zaplanowaliśmy? Tu pomocny może okazać się Magic Maze. Zasady są na tyle przystępne, że zagrać może każdy, a gra jest kooperacyjna, więc nikt się nie obrazi, że znowu przegrywa. No chyba, że ktoś zostanie grupowo uznany za winnego wspólnej porażki i wszelkiego cierpienia w danej rozgrywce.

W grze wcielamy się w awanturników, którzy... No cóż, w przeciwieństwie do bohaterów z wymienionych przez nas wcześniej gier, nie są najlepsi w zdobywaniu skarbów na swoich przygodach. A ekwipunek trzeba jakoś uzupełnić. Więc co robimy? Oczywiście włamujemy się do supermarketu, aby zdobyć potrzebne nam przedmioty. Wszyscy jednocześnie będziemy poruszać czterema pionkami naszych bohaterów, ale każdy z graczy ma ograniczony zakres ruchu. Jeden będzie mógł poruszać się tylko w prawo, drugi do przodu, a trzeci tylko po schodach. I tak musimy dojść do określonych przedmiotów.

No dobra, ale na czym polega trudność tej gry? A na tym, że nie możemy ze sobą rozmawiać, a na wykonanie zadania mamy ograniczony czas. Jedyny dozwolony sposób komunikacji to postawienie przed naszym współgraczem czerwonego pionka "zrób coś". A biedak prawdopodobnie i tak nie będzie wiedział, czego od niego chcemy.

Ale czy milcząca gra nadaje się na sylwestrową zabawę? W praktyce po każdej rozgrywce, jak tylko piasek w klepsydrze przesypie się do końca, ludzie zaczynają krzyczeć. "Czemu tam nie poszedłeś?"

Magic Maze – Weź i czmychaj, proj. Kasper Lapp
Magic Maze – Weź i czmychaj, proj. Kasper Lapp | fot.:
  • WWG
Kamis

Oj tak, uderzanie czerwonym pionkiem przed bezradnym towarzyszem w Magic Maze potrafi powiedzieć więcej niż 1000 słów. A co jeśli w sylwestra nie chcecie się w nic wczuwać, nie chcecie się za bardzo angażować czy brać odpowiedzialności za współpracę? Co jeśli wasza definicja sylwestrowej zabawy ma w sobie nutkę hazardu? W takim razie przed państwem gwiazda tego sylwestra marzeń – 6. bierze!.

Każdy śmiałek bierze do ręki karty z różnymi numerami i wybiera jedną z nich − po czym wszyscy odkrywają swoje karty równocześnie. Począwszy od najmniejszej liczby gracze dokładają swoje karty do jednego z czterech utworzonych wcześniej na środku stołu rzędów tak, by spełnione były dwa warunki: dołożona karta musi być większa niż poprzednia w danym rzędzie i żaden z pozostałych rzędów nie kończy się kartą o bliższym jej numerze. Jeśli jednak zagraliśmy kartę zbyt niską by pasowała gdziekolwiek, bierzemy wszystkie karty z wybranego rzędu jako karę, co oznacza dla nas ujemne punkty na koniec rundy. Co ważniejsze − jeśli dołożona karta będzie szóstą w danym rzędzie, musimy jako karę wziąć ten konkretny rząd, co zwykle oznacza jeszcze więcej ujemnych punktów.

I to w zasadzie wszystko, co musicie wiedzieć, by zagrać. To też ilość zasad, którą przetworzyć i zrozumieć może każdy: od niegrającego wujka po małoletniego siostrzeńca, którym – jak się okazuje – musicie się przecież w sylwestra zająć. Zadanie w grze wydaje się proste i znajome, ale jeśli zechcemy, to odkrywanie kolejnych taktyk, które dadzą nam chociaż minimalną przewagę, szybko staje się dla nas częścią całej zabawy i sprawa przestaje być tak oczywista. Ale jeśli wolimy, możemy też ciągle zagrywać karty bez większego namysłu – i nawet jeśli nie wygramy, istnieje duża szansa, że będziemy się świetnie bawić. A to właśnie dzięki temu delikatnemu posmakowi gry, w którą grywa się na zapleczu jakiegoś szemranego, nie do końca legalnego lokalu gastronomicznego. Może tym razem się poszczęści? Może tym razem moja karta idealnie zmieści się w rzędzie i to mój sąsiad będzie brał karne punkty?

Jednocześnie ten hazardowy aspekt nie ogłasza się fanfarami, nie wymaga od nas przywdziania smokingów i odpalenia cygar. Nie wymaga też dodatkowego uatrakcyjniania go dodawaniem finansowej stawki, by podbić emocje. Podobnie jak cała gra, pojawia się bez zapowiedzi, nie zostaje dłużej, niż jest mile widziany i przyjemnie zaskakuje prostotą. A do tego zagramy tu zarówno w dwie jak i aż w dziesięć (sic!) osób – co jak dla mnie robi z 6. bierze! idealnego towarzysza niezobowiązującego wieczoru sylwestrowego.

6. bierze!, proj. Wolfgang Kramer
6. bierze!, proj. Wolfgang Kramer | fot.:
  • WWG
Madzia

A co jeśli komuś nie uda się przekonać nikogo do planszówki, albo chce właśnie w Sylwestra od “analogowych” gier odpocząć?

Kamis

Jeśli już mamy patrzeć w ekran i nie brzydzimy się gier z elektronicznymi wnętrznościami, to mam dla was jedno słowo (a właściwie dwa sklejone razem) – SpeedRunners. Ten całkiem mały i być może niepozorny tytuł to odpowiedź na pytanie, co by się stało, gdyby słynne Mario Karts zamiast o uroczych gokartach było grą o bieganiu w ciasnych korytarzach z równie zawrotną prędkością.

Bierzemy pada do ręki, wybieramy jedną z cudownie absurdalnych postaci – jak chociażby pies-detektyw o imieniu Sherlock Bones – i po chwili razem ze swoimi znajomymi pędzimy bark w bark na złamanie karku przez bezlitosny tor przeszkód. Każdy fałszywy ruch, każde potknięcie może oznaczać, że nasza postać wypadnie poza ekran i odpadniemy z danej rundy. Jeśli trzy razy uda nam się zostać najdłużej w wyścigu – wygraliśmy!

I to te zawrotne tempo sprawia właśnie, że ta gra daje tyle radości. Mamy tu do czynienia z bezwzględnym testem naszej zręczności i sprytu, który w przeciwieństwie do serii wyścigowych z popularnym wąsaczem nie wybacza najdrobniejszych błędów. Ten wysoki poziom trudności oznacza na szczęście, że każdy z naszych przyjaciół też w końcu się potknie i będzie to raczej prędzej niż później, gdy to nasi znajomi zaliczą klapę jeszcze bardziej spektakularną od naszej. Szybko więc dostajemy kolejną szansę sprawdzenia się. A gdy w końcu nam się uda, gdy w końcu będziemy o ten jeden skok lepsi, o jeden ślizg pod przeszkodą dokładniejsi − tak, że nasi przeciwnicy zostaną za nami w tyle – poczujemy dumę.

W SpeedRunners, jak w mało której grze, wygrywając można poczuć się jak prawdziwy król swojego podwórka, a mówię to z perspektywy osoby, której nie jest to dane zbyt często. Jeśli więc macie kilka kontrolerów i dowolną konsolę lub PC (gra została wydana na praktycznie wszystko co się rusza) może warto sprawdzić krzepę swoich cyfrowych nóg.

SpeedRunners, proj. Casper van Est
SpeedRunners, proj. Casper van Est
Madzia

Skoro sylwester, szampańska zabawa, a planszówki mamy odłożyć na bok, to pozostaje już tylko jedna możliwość − puzzle! Ale czemu się śmiejesz? Poważnie mówię. Polecam włączyć klimatyczną muzykę, przygotować duży stół i usiąść nad układanką. Tylko wybierzcie wzór, na którym łatwo będzie się podzielić, kto co ma układać. Nic tak nie irytuje, jak kiedy męczysz się nad szukaniem kawałków do swojego kwiatka, a tu okazuje się, że ktoś obok już jego połowę ułożył. Grrr…

A ja najbardziej lubię układać puzzle z serii Bohaterowie Wiedźmina. Niby tylko 1500 elementów, ale przez bardzo mały zakres kolorów i niezbyt ostre zaznaczenie konturów na obrazku, bywają zaskakująco trudne do ułożenia. Zapewniam, że po ukończeniu takiego obrazka, tradycyjne krajobrazowe widoczki staną się wyjątkowo łatwe do ułożenia. A jak skończymy, zawsze naszą ciężką pracą możemy przyozdobić ścianę.

Puzzle Bohaterowie Wiedźmina Seria II – Triss Merigold, CDP
Puzzle Bohaterowie Wiedźmina Seria II – Triss Merigold, CDP | fot.:
  • WWG

To były nasze pomysły na to jak spędzić Sylwestra. Dajcie nam znać w komentarzach niżej, jak wyglądają wasze plany. Może znacie jakieś planszowe lub nieplanszowe, oryginalne sposoby na spędzenie tego wieczoru?

Gry
Władca Pierścieni: Podróże przez Śródziemie
6. bierze!
Tales of the Arabian Nights
Magic Maze