Sekretne (drugie) życie planszówek… na MatHandlu

Czyli jak planszówkować i nie zbankrutować…

23 stycznia 2021

19 listopada 2021

Kamis

Jeśli dostaliście pod choinkę grę planszową, istnieje szansa, że zdążyliście do tej pory stwierdzić, że niespecjalnie wam się ona podoba. A może od razu wiedzieliście, że to nie to, na co liczyliście i nawet nie macie szczególnie ochoty jej rozpakowywać. A może wcale tak nie było, ale z jakiegoś powodu – sami nie wiecie skąd – w waszym mieszkaniu pojawiły się tajemnicze gry, których chcielibyście się pozbyć. A może macie jakąś grę, która wam się zwyczajnie znudziła?

A co jeśli powiem wam, że możecie swoją niechcianą grę (prawie) za darmo i (prawie) jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zamienić w (prawie) dokładnie taką, o jakiej marzycie? I tu wchodzi, cały na biało – MatHandel! Brzmi „ekscytująco”, wiem, ale spieszę uspokoić: wbrew temu co może sugerować nazwa, z punktu widzenia użytkownika nie ma w nim tak naprawdę żadnej matematyki, a i mówienie o „handlu” wydaje się tu nieco na wyrost. Czym zatem jest ta jakże poetycko nazwana inicjatywa? Skoro najbliższa okazja by wziąć udział nadarza się już za kilka dni, zastanówmy się czy warto się nią zainteresować?

Sama idea MatHandlu (ang. Math Trade) nie jest ściśle związana z planszówkami – to po prostu kreatywny sposób wymieniania rzeczy, ułatwiony przez stosowanie automatycznych algorytmów. Trudno wskazać jedną, główną przyczynę szczególnego uwielbienia tego sposobu wymiany akurat przez planszówkowych entuzjastów z całego świata – ale jeśli dacie mu szansę, to prawdopodobnie szybko zrozumiecie co skłania ludzi, by brać udział w kolejnych edycjach.

Tak – jednym z największych mankamentów mathandlowania w Polsce jest to, że w ciągu roku odbywa się „zaledwie” kilka edycji, a także to, że udział w jednej z nich może rozłożyć się na ponad trzy tygodnie. Tak, wiem, „kto ma czas na takie rzeczy?”, ale uwierzcie mi – podobnie jak w przypadku nazwy – to tylko tak groźnie brzmi. Może żeby odstraszyć mugoli?

Jedna dla ciebie, jedna dla mnie, jedna dla ciebie…

A jest od czego mugoli odstraszać, bo jak sami zaraz zobaczycie, cała procedura ma w sobie sporo magii, a na końcu będą wasze brawa i ukłony organizatorów.

Pierwsze dwa tygodnie to czas, gdy każdy może na odpowiednią listę na portalu BGG zgłosić dowolną liczbę własnych gier. Opisujemy tam też ich stan, rodzaj i język wydania. Żeby mieć spokojne sumienie, warto tutaj zawsze troszkę zaniżyć własną ocenę stanu gry i umieścić informacje o choćby najmniejszych uszkodzeniach oraz brakach – szczególnie jeśli sami przywiązujemy do takich wad małą wagę, istnieje duża szansa, że to, co my uznamy za drobiazg, dla kogoś innego może być istotne. Cała zabawa opiera się w końcu na pewnej dozie wzajemnego szacunku i zaufania.

Lista dostępnych gier na portalu BGG
Dodane przez uczestników danej edycji gry można przejrzeć na odpowiedniej liście na portalu BGG | fot.:
  • WWG

Jeśli wstawiamy dużo gier i są w stanie innym niż idealny, przygotowanie tych opisów może zająć całkiem sporo czasu, ale jeśli chcemy wystawić tylko jedną grę w autentycznie dobrym stanie, to na cały ten pierwszy, dwutygodniowy etap poświęcimy zaledwie kilka-kilkanaście minut. Nagle te groźnie brzmiące trzy tygodnie nie wydają się już takie straszne.

W drugim etapie – na który mamy tydzień – przeglądamy tak utworzoną listę gier, które ludziom się znudziły, albo na których z najróżniejszych powodów już im nie zależy… i poczujemy się tu jak w sklepie z (prawie) darmowymi cukierkami! Z powodów do których później wrócę, ludzie często wystawiają tu naprawdę znakomite gry – zdarzają się nawet nowe egzemplarze albo bardzo trudno dostępne perełki.

Przygotowujemy odpowiednio sformatowaną listę pozycji, które nas interesują i przypisujemy je do gier przez nas wystawionych. Robimy to „ręcznie” albo korzystając z bardzo wygodnych „grup nazwanych”, czy też z generatorów, które zamieniają pisanie w notatniku na klikanie po wygodnym interfejsie, by całe zadanie jeszcze bardziej ułatwić. I ponownie: jeśli gier wystawiliśmy dużo albo chcemy naszą listę starannie przemyśleć, może to zająć niezdrowo dużo czasu, ale jeśli wystawiliśmy jedną grę i nie jesteśmy specjalnie wybredni – całość możemy przygotować nawet w kilka-kilkanaście minut.

Przygotowanie listy w Notatniku i na smartfonie
Po lewej tradycyjnie przygotowana lista w Notatniku; po prawej interfejs zautomatyzowanego generatora na smartfonie | fot.:
  • WWG

Po tych dwóch etapach odbywa się cała mathandlowa magia – organizator wrzuca przygotowane przez użytkowników listy preferencji do swojej algorytmicznej maszyny losującej. Szast. Prast. Coś zadudni. Coś zakręci. Dym i et voilà! Algorytm tworzy możliwie największe „łańcuszki” wymian oparte o prostą ideę: skoro osoba A ma grę Z, a chce X, osoba B ma grę X, a chce Y, a osoba C ma grę Y, a chce Z – to niech osoba A dostanie X od B, B dostanie Y od C, a C dostanie Z od A. W ten sposób gry zataczają swoiste „koło”, a każdy dostaje to, czego chce. A wszystko w wyniku wymiany, która inaczej byłaby niemożliwa gdy żadne dwie osoby nie chcą bezpośrednio swoich gier nawzajem.

Ale jeśli się pogubiliście, to nie martwcie się. Jak to z magicznymi sztuczkami bywa, nie musicie rozumieć, co się właśnie wydarzyło, by cieszyć się z efektu. A ten polega na tym, że jeśli wszystko dobrze poszło, właśnie pakujecie do wysyłki grę, której chcieliście się pozbyć, a do was podróżuje dokładnie to, o czym marzyliście.

Łał, ale czy to się opłaca?

Jeśli sprawiają wam satysfakcję sprytne i eleganckie rozwiązania złożonych problemów, to jest duża szansa, że sam sposób, w jaki ta inicjatywa jest zorganizowana, wystarczy byście chcieli jej spróbować. Ale może zastanawiacie się, czy to naprawdę ma sens? Cóż… to zależy.

Jeśli bardzo zależy wam na czasie i popularnych grach, to kupno w sklepie raczej nie może mieć sobie równych. Jeśli jesteście kolekcjonerami, którzy nie lubią rozstawać się ze swoimi grami, to też może być wam tu ciężko. Tym bardziej, że warunkiem wymiany gry jest to, że ktokolwiek inny będzie ją w ogóle chciał: jeśli wystawimy tylko gry powszechnie uznawane za słabe, nie powinniśmy oczekiwać czegokolwiek ciekawego w zamian. Ale jeśli jesteście pogodzeni z rozstaniem się z grami, które ograliście na wszystkie możliwe sposoby, zależy wam na jakiś bardzo trudno dostępnych tytułach, albo po prostu macie wolną chwilę i chcecie spróbować czegoś ciekawego – porozmawiajmy.

Jeśli jesteście chociaż trochę tacy jak ja, to stale rozrastająca się kolekcja gier, a tym bardziej sytuacja, gdy duża część waszych gier figuruje również na półkach znajomych, nie jest dla was do końca powodem do dumy. Budzi u was raczej obawę czy przypadkiem nie staliście się ofiarami kompulsywnego konsumpcjonizmu i dalsze zastanowienie czy pielęgnowanie waszej kolekcji nie odciąga was od cieszenia się samymi grami. MatHandel jest świetną okazją, by nieco swoją kolekcję odświeżyć, by zamiast ją stale powiększać, po prostu zamienić rzadko wyciągane tytuły na zupełnie nowe doświadczenia.

Jeśli jesteście zaś planszówkowymi hipsterami i lubicie gry trudno dostępne, a może dawne perełki, które z tego czy innego powodu wyszły z druku, albo jeśli szukacie jakiejś dawnej gry z dzieciństwa, do której macie sentyment – na MatHandlu naprawdę można czasem znaleźć gry, których zdobycie inaczej graniczyłoby z cudem.

MatHandel to przede wszystkim jednak zabawa – zabawa w przeglądanie i odkrywanie ciekawych gier, o których być może nigdy nie słyszeliście, a które z jakiegoś powodu ktoś przecież miał w swojej kolekcji. A jak przecież w popularnym utworze rapował Macklemore: „One man’s trash, that’s another man’s come up". Może więc w świecie, w którym „wszystko płynie” warto czasem dać się porwać temu nurtowi i otworzyć się na to, co nowe, zamiast kurczowo konserwować to, co na planszy już znamy.

Jak podchodzicie do tej kwestii? Czy mieliście już kiedyś okazję wypróbować MatHandel?

Tu znajdziecie poradnik, z którego dowiecie się dokładnie, jak zacząć swoją przygodę, a tutaj listę wszystkich edycji, na końcu której już w najbliższy poniedziałek 25. stycznia ma się pojawić aktualna, 38.